Ta powieść siedzi mi w głowie odkąd ją przeczytałam. Jest niesamowita. Chylę czoło przed pisarką…Napisać coś tak życiowego, przejmującego, trafiającego prosto w serce…Nie mogłam się od niej oderwać. Przeczytałam ją jednym tchem, zawaliłam dzień, zarwałam noc, zużyłam kilka paczek chusteczek. Płakałam jak bóbr. Niesamowite emocje, a zakończenie…
Zdradzę tylko tyle, że to opowieść o wielkiej miłości zrodzonej z przyjaźni dwojga nieszczęśliwych dzieci – Lilianny i Aleksieja. Ich losy poplątane, a jednocześnie złączone. Ich życie – to ból i cierpienie. Błądzą i się odnajdują. On kocha, Ona rani… Bolesne dzieciństwo odcisnęło na nich swoje piętno i zawarzyło na dalszych ich losach.
Tytuł to ironia – bo nadziei było tam najmniej ( Nadzieja to nazwa domu w lesie).
Za jakiś czas wrócę do tej książki, bo to jedna z najpiękniejszych książek jakie czytałam.
Mam takie marzenie – chciałabym kiedyś napisać książkę i chciałabym by moja książka choć w połowie była tak dobra jak ta i budziła takie emocje.
Skomentuj